Oprócz dwóch flagowych modeli, Apple postanowiło stworzyć także telefon „dla szerszego grona użytkowników”. W ten sposób dostaliśmy nieco gorzej wyposażonego iPhone’a za… 750 dolarów.
Z początku iPhone XR można nazwać współczesnym iPhone’m 5C. W różnych kolorach, tańszy niż normalne urządzenia, oferujący mniej więcej te same funkcje. Nic bardziej mylnego. XR powinien być smartfonem, który moim zdaniem przejmie pałeczkę najlepiej sprzedającego się urządzenia. Dlaczego?
iPhone XR zaoferuje ten sam procesor, co iPhone Xs oraz Xs MAX. Nie wiemy natomiast jak ma się sprawa pamięci RAM. Pierwszą różnicę widać w ekranie. „Erka” wyposażona została w 6,1-calowy wyświetlacz LCD Liquid Retina o rozdzielczości 1792 x 828 px. Na tyle telefonu znajdzie się szkło, ramka wykonana została z aluminium.
Słabsza wersja zamiast IP68 uzyskało niższy stopień – IP67. To jednak wciąż powinno pozwolić na uniknięcie konsekwencji przypadkowego zalania lub zanurzenia telefonu w wodzie. Zmienił się także tylny aparat. Zamiast podwójnego modułu ujrzymy pojedynczy, lecz ma on również zapewnić dobrą jakość zdjęć i wideo. O tym jednak przekonamy się w zewnętrznych testach.
Sprzęt zadebiutuje 26 października, lecz niestety nie znamy daty premiery w Polsce.
Przejdźmy jednak do głównej cechy, która może zadecydować o popularności iPhone XR – ceny. Ten telefon wyceniony został na 749 dolarów, czyli 250 dolarów taniej w porównaniu do najtańszej wersji Xs. 250 dolarów mniej za brak lepszego aparatu i prawdopodobnie dualSIM? Nie brzmi źle, jednak ta kwota wciąż brzmi absurdalnie dla wielu z nas. Czy tak jest jednak w rzeczywistości? Samsung Galaxy S9 startował z ceną na poziomie 720 dolarów, więc chciałoby się rzec, że 750 dolarów za iPhone to akceptowalna kwota, teoretycznie.
Wszystko jednak okazało się jasne, gdy ujrzeliśmy ten slajd…